Zimowe arcydzieło Kate Bush

Na najnowszej płycie Kate Bush śnieg pada gęsto. Toniemy w śniegu, baśniowym, mitycznym, świątecznym, z ciepłem się kojarzącym.

 

Debiutowała jako bardzo młoda, 17 letnia dziewczyna. Jej występy pełne były ekspresji, szaleństwa, energii. Od początku stało się jasne, że mamy do czynienia ze zjawiskiem wyjątkowym. Już pierwsza płyta ustawiła ją w szeregu najważniejszych osobowości muzycznego świata. W 1985 roku wszyscy leżeli u jej stóp. Fenomenalna płyta „Hounds of Love” od pierwszych do ostatnich nut zaskakuje niebywałą dojrzałością i pozostaje jednym z najważniejszych wydawnictw w historii muzyki rockowej. W 1993 roku po wydaniu „The Red Shoes” zamilkła. Na 12 lat. Świat zmienił swoje oblicze, pojawili się nowi idole. Mimo to wróciła. Płytą niezwykła, choć trudną – „Aerial”. Inna, bardziej wymagająca, wyciszona, choć nadal perfekcyjna.

 

Dziś, 21 listopada po kolejnej, tym razem 6 letniej przerwie, wyruszyła w swoją 9 (lub jak wolą niektórzy 10) muzyczną podróż i znów świat muzyczny oszalał. Jeszcze na dobre płyta nie weszła do sprzedaży, a już zewsząd pojawiają się zachwyty, sypią się entuzjastyczne recenzje. Bez dwóch zdań jak najbardziej zasłużenie.

 

„50 Words For Snow” zaczyna się niedostrzegalnie jak pierwszy śnieg. Muzycznie jest bardzo oszczędnie. Pianino, jakaś sekcja. Żadnych sampli, bitów, ostrych riffów gitarowych. Głos Kate niegdyś mocny i dobitny tym razem kruchy i delikatny. Kate Bush utkała bowiem swoją płytę z dźwięków niemal niesłyszalnych. Subtelnie, lirycznie, nieśpiesznie.

 

To nie jest płyta, którą da się posłuchać w samochodzie. To nie jest płyta, przy której można robić kotlety. To płyta kontemplacji, wymagająca i niezbyt łatwa. Ale przez to niezwykle piękna. Artystka nie boi się iść pod prąd. W czasach, gdy sprzedają się tylko 3 minutowe piosenki, ona na trwającej 60 minut płycie zawarła ledwie 7 utworów. Najkrótszy trwa 6:49 minut. Czas dla artystki się nie liczy. Ważna jest opowieść, historia, muzyczne emocje, które kryją się między nutami. Nie ma w tej muzyce zbyt wielu melodii. Kate miesza swoje zimowe opowieści z różnych subtelnych przypraw i stylów, co i rusz odkrywamy nowe, delikatnie tylko zasygnalizowane elementy. Mamy tu więc do czynienia z ambientem, jazzem, piosenką autorską, post-rockiem, a przede wszystkim z własną niepowtarzalną muzyką Kate Bush.

 

Nie ma na tej płycie zbędnych nut, słabych momentów. Są tylko wspaniałe i wspanialsze. Świetny duet z Eltonem Johnem w „Snowed In At Wheeler Street”, genialny puls i rytm jazzowo swingujący w pozornie ambientowym „Lake Tahoe” (pod koniec, choć sobie tego nie uświadamiamy, noga sama podryguje do rytmu), najbardziej przebojowy „Wild Man”, który artystka wybrała jako singiel promujący płytę. Tytułowy hipnotyzujący „50 Words For Snow”, który jest historią samą w sobie, fenomenalnie rozbujany „Misty” pełen emocji, w końcówce niewidocznie eksplodujący.

 

W czasach, gdy z trudem jesteśmy w stanie przeczytać więcej niż 10 zdań, gdy ciągle gdzieś pędzimy, a nius sprzed godziny wydaje się mało atrakcyjny Kate Bush zmusza nas byśmy przez 60 minut zastygli w niespiesznie opowiedzianej historii. Godzina mija jednak niezauważenie. Pełno bowiem w tej muzyce śniegu, zimy i baśni, a także nadzwyczajnej siły. Kate Bush udowadnia, że nie trzeba krzyku, nie ma potrzeby nadekspresywnego eksponowania emocji. Wystarczy czasami cisza, dźwięki między dźwiękami, delikatny akcent pianina, czy odpowiednia intonacja w zdaniu „I don’t want to lose you again” byśmy jej uwierzyli.

 

Artystka stworzyła dzieło, które wymaga od nas „uważności”, koncentracji, które można sączyć w długie zimowe wieczory, zatrzymując nieco nasz rozpędzony świat. To płyta do kontemplacji, rozmyślań przy lampce wina, lub kubku herbaty. To płyta o najpiękniejszym obliczu zimy, które w końcu istnieje, choć przywaleni brudnym miejskim śniegiem go niedostrzegamy. To w końcu, obok „Songs For Christmas” Sufjana Stevensa, najbardziej świąteczna płyta jaką słyszałem w ostatnich latach. Dzieło tak doskonale doskonałe, że może być albo arcydziełem, albo wybitnym knotem. Z każdym przesłuchaniem coraz bardziej utwierdzam się, że w tym przypadku mamy do czynienia z tym pierwszym.

 

Kate Bush „50 Words For Snow”

 

  1. “Snowflake”   9:48

  2. “Lake Tahoe”   11:08

  3. “Misty”   13:32

  4. “Wild Man” 7:17

  5. “Snowed In At Wheeler Street”   8:05

  6. “50 Words For Snow”   8:31

  7. “Among Angel” 6:49

 

Komentarze
Więcej w Kate Bush, kultura, muzyka
Poezji Gram – Oleckie zderzenia ze słowem i dźwiękiem

Niemal dwa tygodnie temu zapowiadaliśmy festiwalową niespodziankę https://www.iolecko.com/artykul/200/Festiwalowa-niespodzianka-w-Olecku.html Dziś możemy już oficjalnie podać szczegóły. Regionalny Ośrodek Kultury w Olecku przygotował...

Zamknij