Ełk – Olecko. Podupadła droga do domu

Podróżowanie może być przyjemne, inspirujące i ekscytujące. Może też być męczące i nużące. Zależy dokąd się zmierza i w jakich warunkach. Jednak z całego podróżowania najważniejsza jest droga do domu. Ona zawsze powinna przynosić radość i ukojenie. 

 

Kilka lat temu, gdy budowano obwodnicę naszego miasta, jeden ze specjalistów oprowadzając nas po budowie i szczegółowo wyjaśniając zawiłości inżynieryjne w pewnym momencie ze smutkiem skonstatował. “No tak, ale po co Wam obwodnica, skoro droga do Olecka jest koszmarna. Najpierw trzeba by Wam wybudować porządną drogę, zamiast tej wąskiej i krętej szosy”. Miał rację. Mamy obwodnicę miasta, ale nie mamy porządnej drogi łączącej miasto, nieco górnolotnie mówiąc, ze światem. Do Olecka można dojechać ze wszystkich stron – z północy (Gołdap), południa (Ełk), wschodu (Suwałki) i zachodu (Giżycko). Jednak oknem na świat wydaje się trasa na południe – droga krajowa 65 licząca 224 km łącząca przejścia graniczne z Rosją i Białorusią (Gołdap – Gródek). I tak z tego świata jedzie się lepiej lub gorzej, dzięki nowo powstałym odcinkom dróg ekspresowych, obwodnic, a bywa i autostrad w miarę sprawnie do Ełku. W Ełku zatrzymują się pociągi, które mogłyby jechać dalej, do Olecka, w Ełku zaczyna się także podróż, którą można zaliczyć do męczących i nużących. Przynajmniej dla mnie. Choć to przecież jest droga do domu.

 

Szary mercedes na oleckich rejestracjach wyprzedza mnie i jadący przede mną samochód na zakrętach i rzecz jasna na podwójnej ciągłej. Choć to sierpień, to już zapadł zmierzch. Jak się to mówi, widoczność jest ograniczona. Kierowca mercedesa nic z tego sobie nie robi, ścina łuki i wyprzedza dwa auta ryzykując swoje życie, życie moje, kierowcy auta znajdującego się przede mną i pasażerów. Szczęśliwie nikt z naprzeciwka nie jechał. Być może kierowca szarego “merca” czuł się królem szosy, być może sądził także, że jest nieśmiertelny, a w swojej zarozumiałości uważał, że ma najlepsze auto na świcie i zawsze zdąży uciec. Tego nie wiem. Że nie miał za grosz rozumu i wyobraźni tego jestem jednak pewien.

 

Trudno, bez skrupułów napiszę, nie będzie mi go żal, gdy wyląduje kiedyś na drzewie z roztrzaskaną czaszką. Mam tylko nadzieję, że będzie w tym samochodzie sam i że nie dojdzie do czołowego zderzenia. Niestety zazwyczaj jest inaczej i kierowcy, o zgrozo, wychodzą z takich kolizji bez szwanku. Cierpią za to inni. Być może dlatego czują się tak bezkarni i nieśmiertelni. Sobie krzywdy nie zrobią, a że innym…

 

Przy okazji pewnego tragicznego wypadku, który zdarzył się w Olecku wiele lat temu ze zdumieniem czytałem komentarze, zazwyczaj przyjaciół osób poszkodowanych i kierowcy, że wszystkiemu winne są drzewa. Jak to, pomyślałem? Czyż drzewa są winne, że ktoś pędzi na złamanie karku? Otóż według wielu opinii tak. Drzewa bowiem nie powinny znajdować się przy drodze. Należy wszystkie drzewa usunąć. Bo przecież przez te drzewa giną ludzie. A ja naiwnie myślałem, że przez własną głupotę i bezmyślność. Myliłem się. 

 

Opisany przypadek z szarym mercedesem nie jest jakimś wyjątkiem. Raczej dość ekstremalną, ale jednak regułą. Droga krajowa 65 na odcinku Ełk – Olecko niestety nie jest specjalnie bezpieczna. Sporo zakrętów, stosunkowo niewiele prostych fragmentów, do tego (o czym za chwilę) fatalna nawierzchnia. To chyba najgorszy odcinek z 224 km jakie liczy droga krajowa 65. Mimo to kierowcy, szczególnie miejscowi, prawdopodobnie z przyzwyczajenie lekceważą zagrożenia. W końcu to jest droga do domu i nic złego nie powinno się nam na niej przytrafić. No, nam nie, ale innym już niekoniecznie…

 

Przed Gąskami zwalniam. Żal mi mieszkańców tej miejscowości. Od lat nie mogą doprosić się sensownych rozwiązań, które ułatwiłoby im życie. Ktoś coś im obieca, zapewni, ale tak naprawdę… jakie znacznie ma garstka protestujących z Gąsek? Są inne, ważniejsze priorytety. Ot, choćby ostatni odcinek drogi krajowej 65 z Kowal Oleckich do Gołdapi. Odnowiona droga, aż lśni. I szybko zyskała nieco złośliwe miano “autostrady gołdapskiej”. Piękna wizytówka miasta. Skoro bowiem burmistrz Gołdapi może dokonywać ekshibicjonistycznych wynurzeń na kartach sobie poświęconej książki, to dlaczego ma nie “załatwić” pięknej drogi do miasta. Nie, niczego nie zazdroszczę. Pytam tylko dlaczego, odnowiono ten konkretny odcinek, a w planach pominięto Gąski i trasę Ełk – Olecko, której stan woła o pomstę do nieba. Dlaczego zamiast remontu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zastosowała swoje ulubione rozwiązanie, w miejscach szczególnie uciążliwych zastosowano ograniczenia prędkości i postawiono znaki ostrzegawcze. “Wyboje na odcinku iluś tam kilometrów”. Jak pokazuje doświadczenie “metoda znakowa” to ulubione rozwiązanie GDDKiA i co gorsza niezwykle trwałe. Możemy się założyć jak długo owe znaki będą straszyć na trasie Ełk – Olecko. Rok, dwa, a może pięć. Ano zobaczymy. Oby jak najkrócej, bo stan nawierzchni jest koszmarny. I z pewnością ograniczenie prędkości nie jest dla nikogo poza GDDKiA żadnym rozwiązaniem. 

 

Zwalniam przed umęczonymi Gąskami. Za mną gwałtownie hamuje czarne BMW na suwalskich rejestracjach. Za kierownicą młody człowiek w przeciwsłonecznych okularach. Obok niego elegancka blondynka. Nie, nie chce mi się wierzyć że doświadczam tak stereotypowego zdarzenia. A jednak. Młodzian w okularach prawie parkuje na moich wstecznych światłach. Bynajmniej nie dlatego, że zahamowałem gwałtownie. Raczej łagodnie schodząc do zalecanej prędkości, ale on zbliżył się do mnie jakby pędził z prędkością światła. Snuje się za mną przez całe Gąski. Nie w smak mu to i kombinuje jak tu mnie wyprzedzić. Ale nie ma siły, co i rusz ktoś nadjeżdża z naprzeciwka. Rozumiem go. Zaraz za Gąskami (w kierunku Ełku), choć kończy się teren zabudowany droga jest kręta. Jadę jak przysłowiowa dupa. Zgodnie z przepisami. BMW tańczy za mną. Już, już czai się do skoku, a tu niespodzianka. Po drugiej stronie drogi patrol policji. BMW  pokornieje. Przejeżdżamy patrol, zakręt. Uff, wreszcie kawałek wolnej drogi. Na moim liczniku coś około 95 km/h. BMW rusza z kopyta. Błyskawicznie znika za następnym zakrętem, a ja się zastanawiam ile kierowca wydusił ze swojego auta. 120, 130 km/h? Nieźle, jak na taką drogę. Tylko czy o to chodzi? Może, ale mnie taka zabawa zwyczajnie nie rajcuje. Także dlatego, że straciłem w wypadkach zbyt wielu przyjaciół i znajomych. 

 

Co to ja jednak chciałem napisać. A, że nie lubię tej konkretnej podróży. Nie lubię tego odcinka drogi z Olecko do Ełku i z Ełku do Olecka. Bo zaniedbany, zapuszczony, smutny, jakby zapomniany. Choć to przecież zawsze droga do domu. Zawsze, skądkolwiek się jedzie. Z bliska czy daleka. Zawsze czuję też, że już, że jestem w zasadzie na miejscu. Ale czy z tego powodu mam pędzić jak szalony? Owszem lubię sobie, jak mawiała moja babcia od czasu do czasu pogiezować na drodze. Ale na dużo lepszych trasach.


Olecko nie leży na końcu świata. A jednak podróż do naszego miasta, niezależnie skąd się jedzie i czym sprawia ostatnio wrażenie dotarcia do kresu –  dalej już nie można. Pociągiem się nie da, a droga z Ełku do Olecka coraz smutniejsza – podupada w zaniedbaniu i zapomnieniu. Aż zaczynam się bać, żeby ten jej upadek nie stał się symbolem naszego miasta. Szkoda, bo to w końcu droga do domu. 

 

Komentarze
Więcej w Drogi, Ełk, GDDKiA, Olecko
SZTAMA. Pierwsze szczegóły programu

Chłodne poranki, babie lato wplątujące się we włosy, opadające liście, pałętające się pod nogami kasztany, zupa z dyni na stole,...

Zamknij