Krótkie historie. Wie Gott In Frankreich

Wie Gott In Frankreich

 

Dezynwoltura francuskich żołnierzy przebywających w Treuburgu podczas II wojny światowej i ślepe posłuszeństwo żołnierzy niemieckich to postawy, które często są opisywane w wielu wspomnieniach. Dwie różne mentalności i spojrzenia na świat w wojennej epoce. Warto się im przyjrzeć zaczynając od prawa do strajku.

 

Otóż, na pewnym 300 hektarowym gospodarstwie w pobliżu Treuburga zastrajkowali francuscy jeńcy wojenni w proteście przeciwko ciężkim warunkom pracy. Do zbadania sprawy został wysłany kapitan Maluck, który ze swojej niemieckiej perspektywy nie mógł zrozumieć strajkujących, gdyż ich odmowa pracy w czasach wojny równała się karze śmierci. Dowiedział się od nich, iż we Francji strajk to powszechna praktyka, a nie akt rebelii, o który protestujących podejrzewał, a więc nikt z tych jeńców nie rozumiał powagi sytuacji, jak i potrzeby strajku nie rozumiał kapitan Maluck. Więźniowie zmuszani do pracy w opłakanych warunkach higienicznych i żywieniowych, narażeni na agresywność zarządcy majątku, postanowili zastrajkować, jak to zawsze mieli w zwyczaju, aby poprawić swój los. W efekcie, obyło się bez dramatycznego finału, ale strajk miał też i swoje konsekwencje: przyczynił się do wzrostu niemieckiej psychozy związanej z aktami sabotażu, co za tym idzie, zwiększył kontrolę jeńców.

 

Niejaki Gino Bastardi, jeniec pochodzący z Nicei, w wyniku przydziału do pracy został szefem pociągu i kontrolerem na jednej z tras wąskotorówki. Pociąg kursował dwa razy dziennie i zapełniony był ludźmi i rozmaitym towarem. Gino raz przez przypadek, w środku zawiei śnieżnej, myśląc, że to już Lehnarten (Lenarty), wysadził w szczerym polu teściową pułkownika, właściciela tamtejszego majątku. Właściciel ów bardzo zdenerwowany pojawił się dnia następnego w biurze kompanii, całe szczęście pod nieobecność głównodowodzącego został przyjęty przez kaprala Eichoffa i ten incydent obył się także bez dalszych konsekwencji, tym bardziej, że jeszcze tego samego dnia ów pułkownik wyjechał pociągiem na front wschodni, nie mogąc sobie dalej zawracać głowy dezynwolturą G. Bastardiego. Trzeci rok niewoli w Treuburgu i kolejny to były ogólnie już momenty mniejszej kontroli jeńców i nawet momentami namiastka rozrywki oraz wytchnienia. Przykładem na to był fakt, iż jeniec Bonnafous ze sprzątacza awansował i stał się już prawie kierownikiem hotelu Kronprinz, z czego jak mógł to korzystał przeglądając piwniczkę z winem, a kiedy z wizytą do Treuburga przyjechali ze Stalagu IB kapelan Henrie Costenoble z oficerem-doradcą, to zakwaterował ich z pełnym szykiem w hotelowych pokojach.

 

Ogólnie, od początku wśród jeńców wojennych panowała atmosfera solidarności i zaradności w zdobywaniu potrzebnych rzeczy. Coraz większa mobilizacja niemieckich mężczyzn sprawiała, iż jeńcy zaczęli zajmować lepsze (z punktu widzenia przetrwania) stanowiska pracy, np.: w mleczarniach, piekarniach czy też w masarniach, mniej też byli pilnowani przez strażników, w związku z czym bardziej swobodniej mogli przemieszczać się po Treuburgu, a ciężkie przypadki chorych były również leczone w miejskim szpitalu, gdzie opiekę sprawowały siostry zakonne, którym więźniowie odwzajemniali się za opiekę dzieląc się z nimi otrzymanymi darami z Czerwonego Krzyża. Wszelką niepewność jutra jeńcy francuscy przykrywali wystudiowaną ironią, jak wtedy, kiedy w komendanturze pewnego dnia postanowiono ich nauczyć pruskiej musztry i była to nie lada fantazja ze strony niemieckich żołnierzy: maszerowanie, w lewo, w prawo, salutowanie, wszystko na rozkaz wydawany gwizdkiem. Pomimo ironicznej obrony zdarzały się też często nerwowe załamania jeńców, samookaleczenia, wszystko, aby zostać odesłanym do domu, a pewnego dnia jeden z jeńców – Yannik – nie mogąc znieść już swojej sytuacji wybrał samobójstwo wybiegając po prostu w ciemną noc w środku śnieżycy. Został znaleziony rano i pochowany na miejskim cmentarzu. Dwaj inni więźniowie zostali oskarżeni o podpalenie, na szczęście okazało się że podpalaczem był sam właściciel, którego dosięgła mobilizacja, i który bardzo bał się zostawić gospodarstwo. Tym podpaleniem miał nadzieję na odroczenie swego wyjazdu, chociaż jeńcom, na których zrzucił winę, groziła kara śmierci.

 

Zdarzały się przypadki, które chyba nikomu się nie śniły w Treuburgu, jak jeniec francuski Schatz, który w cywilu był żydowskim krawcem z paryskiej dzielnicy Sentier, a na Mazurach paradoksalnie znalazł schronienie pracując w komando na gospodarstwie. Pewnego razu kapitan Maluck miał co do niego podejrzenia: “Jude?” – pytał wzburzony, ale więźniowie mu szybko wytłumaczyli, że “Jaki Żyd, że przecież Żydzi nie biorą udziału w wojnie”. “Ach so!”-  i tak, pomimo, iż w pewnym momencie Schatz został odesłany do Stalagu IB, przeżył wojnę. Wśród więźniów był też niejaki Rochette, jeniec o romskich korzeniach, który z premedytacją przygotowywał swoją ucieczkę pociągiem w wagonach wypełnionych ziemniakami. Wagony załadowywali inni jeńcy wojenni i były one przeznaczone dla wojsk Wermachtu we Francji. Rochette podjął próbę ucieczki, zakończoną sukcesem, po wielu dniach głodowania, kiedy za posiłek miał jedynie surowe ziemniaki, dotarł do Francji.

 

Po 22 czerwca 1944 roku przez Treuburg przewijało się wielu żołnierzy wracających z frontu, lub na front podążających. Do szpitala coraz częściej przyjeżdżały wojskowe ambulanse. 20 lipca 1944 roku radio doniosło o zamachu na Hitlera, całkiem niedaleko od Treuburga, a więźniowie ze Stalagu IB pracujący w Rastenburgu (Kętrzyn) opowiadali, iż tego dnia widzieli Hitlera w tamtejszym szpitalu. Wielkie zamieszanie, jakie temu przybyciu towarzyszyło, dało im do zrozumienia, że musiało się stać coś ważnego. W biurze kompanii w Treuburgu nikt na głos nie komentował tych wydarzeń. W Prusach Wschodnich wyraźnie można było wyczuć atmosferę przegranej, francuska dezynwoltura i pruski porządek przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, wszyscy uczyli się, jak powiedzieć po rosyjsku zwroty, które mogły uratować życie, zaś 26 sierpnia 1944 roku radio ogłosiło wyzwolenie Paryża, o czym najpierw nielegalnie dowiedzieli się więźniowie, mieszkańcom Treuburga powiedziano o tym z opóźnieniem. Jeńcy francuscy nie potrafili ukryć radości. Pewien żołnierz niemiecki, który spędził trochę czasu we Francji i chętnie nawiązywał rozmowy z jeńcami, przedstawił im swój żal, iż musiał kiedyś opuścić ten kraj, gdzie żył wedle powiedzenia: Wie Gott In Frankreich (Jak Bóg we Francji). I chociaż dziś można doszukiwać się różnorodnych znaczeń tego wyrażenia to wówczas wszyscy dobrze rozumieli o jaką jakość życia chodzi.

E.K. 

Komentarze
Więcej w II wojna światowa, Krótkie historie, kultura, Olecko, Treuburg
Człowiek, który wymyślił “Ranczo”. Spotkanie autorskie z Jerzym Niemczukiem, współscenarzystą serialu

Wymyślił serial "Ranczo", "Rodzinę zastępczą" i "Stacyjkę". Miejsko-Powiatowa Biblioteka Publiczna w Olecku zaprasza na spotkanie autorskie z Jerzym Niemczukiem. We...

Zamknij